Dziś rano (26 czerwca) ktoś mądry zadzwonił do Trójki Polskiego Radio i dał do zrozumienia, że „aby podejmować decyzje, trzeba zaakceptować rzeczywistość”.
I w ten sposób otrzymałem motyw przewodni do, w połowie napisanego tuż przed meczem z Francją, felietonu. Zatem tych kilka zdań poniżej będzie na temat diagnozy rzeczywistości. Bo czytając i słuchając, a przede wszystkim patrząc na wyczyny Biało-Czerwonych, śmiem twierdzić, że funkcjonujemy w co najmniej dwóch odmiennych stanach świadomości. Stąd oczywisty pogląd, że jeżeli prawda jest tylko jedna, to jeden z tych stanów jest zafałszowaniem rzeczywistości.
Do napisania kilku zdań na temat wyczynów drużyny, której piłkarze przywdziali w Niemczech biało-czerwone stroje, sprowokował mnie ton medialnych komentarzy, który jaskrawo koliduje z tym co słyszę od znawców futbolu z mojej okolicy (Pozdrowienia dla Ciebie Tomasz!) Właściwym przyczynkiem był nie tyle ton, co brak trzeźwego spojrzenia na sytuację drużyny narodowej. Przytłaczająca większość opinii, zwłaszcza w kontekście selekcjonera, jest według mnie po prostu nieprawdziwa, tzn. konkluzje nie mają potwierdzenia w przesłankach. Oczywiście, co jakiś czas zdarza się słyszeć racjonalne głosy (Panowie Kasperczak, Szczepłek, Kowalczyk i jeszcze kilku), jednak media głównego nurtu nad fenomenem totalnej porażki naszej drużyny narodowej w piłce nożnej nie potrafią stanąć w prawdzie… A z gloryfikacji przegranej moglibyśmy zdobyć, nie mistrzostwo Europy, co najmniej mistrzostwo Świata.
Zatem od początku. Proponuję ustalić terminologię i przyjąć do dyskusji zasady określające współczesny stan rzeczy, przede wszystkim za co rozlicza się piłkarzy, trenerów i selekcjonerów. Generalnie pozwolę sobie przyjąć, że są rozliczani za strzelenie o jednego gola więcej niż przeciwnik. Reszta, jak statystyki, fryzury, kontrakty, w tym reklamowe – to tylko tło. W piłce nożnej liczy się zwycięstwo. Piłkarze, selekcjoner, sztab to kręgosłup i wsparcie REPREZENTACJI. Czym ona jest? Słowo „reprezentacja” znaczy, że ktoś kogoś reprezentuje, co więcej jest to grupa zawodników. Słownik PWN (https://sjp.pwn.pl/szukaj/reprezentacja.html) traktuje to słowo następująco: reprezentacja:
- «grupa osób występująca w czyimś imieniu»
- «reprezentowanie kogoś lub czegoś»
- «grupa zawodników reprezentująca w zawodach barwy swojego kraju, klubu lub miasta»
Jak łatwo domyśleć się, reprezentacja stanowi pewien szczególny podzbiór – w przypadku narodu, wyselekcjonowaną wedle określonych standardów elitarną grupę. Z kolei współczesne rozumienie tego, który dobiera zawodników do gry to pojęcie selekcjonera. Kiedyś nim był trener reprezentacji. Największym z Polaków w opisywanej materii był oczywiście ŚP Kazimierz Górski, który pół wieku temu odnosił REPREZENTACJĄ POLSKI gigantyczne sukcesy. Oczywiście, ktoś powie, że ówczesne realia były trochę inne; trener miał czas na przeprowadzenie treningu; piłkarze rozgrywali mniej spotkań, obozy reprezentacji, tj. zgrupowania trwały dłużej, i rzeczywiście zawodnicy mogli trenować pod okiem trenera. Dziś jest trochę inaczej, ale tylko trochę. Zawodnicy trenują pod okiem trenera w klubie. Do reprezentacji stosuje się określenie selekcjonera. Jego obowiązkiem jest wyselekcjonowanie zawodników, zarówno w ramach powołania do kadry, jak i decydowanie o tym, kto wystąpi w pierwszej jedenastce, i kto kogo ewentualnie zmieni w trakcie meczu. Oczywiście są kraje (Niemcy, znaczy RFN), gdzie „ die deutsche Fußballnationalmannschaft” to świętość i niemal cały system krajowego futbolu to rozumie. Oczywiście są też kraje, w których nie rozumie się nawet współczesnej roli selekcjonera i zawodników. Zatem tym nieco przydługim uzasadnieniem załóżmy, że zadaniem selekcjonera jest wybór – powołanie odpowiednich zawodników. Natomiast zadaniem zawodników jest strzelanie bramek, im więcej tym lepiej, oczywiście bramkarz ma odmienną rolę.
Wróćmy zatem do czerwca AD 2024. Niemcy. Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Nie w wydumanej skomplikowanej grze matematycznej, a w prostym kopaniu piłki do bramki przeciwnika, fascynującej grze, która od ponad 100 lat, nie dość że zasadniczo nie zmieniła się, to zyskała globalną popularność.
Fakty:
- Selekcjoner Michał Probierz powołał zawodników do drużyny narodowej.
- Zawodnicy przyjęli powołania. Żaden z nich nie domówił.
- Zawodnicy rozegrali dwa mecze, z Niderlandami oraz z Austrią i … Francją.
Teraz wróćmy do tonu dyskusji, wywiadów, wypowiedzi piłkarzy, komentatorów, trenerów i społeczeństwa. Ich analiza prowadzi do konkluzji, że mamy w zasadzie do czynienia z niebezpieczną narracją i odpowiadając o niej czasami będę niczym advocatus diaboli;
- „Rozegraliśmy dobre spotkanie z Niderlandami …”. Czy na pewno? Tradycyjnie dla naszej reprezentacji, gdzieś około 65-70 minuty drużyna (chociaż czasami lepiej tej grupy zawodników tak nie nazywać) – piłkarze przestali w zasadzie grać. Brakło, nie tylko sił fizycznych. Brakło pomysłu na grę, zarówno ze strony selekcjonera jak i zawodników. Statystyka się nie liczy. Liczą się gole – ktoś powie. Jednak przywołam, w kontekście kolejnego spotkania z Austrią i optymistycznych zapowiedzi, że Austria z Francją grała jak równy z równym – posiadanie piłki niemal po 50%. My z Niderlandami, o czym często się zapomina i nazywa ich drużynę Holandią, mieliśmy piłkę przy nodze ok. 35% czasu gry (sic!). Nie oszukujmy się. To było słabe spotkanie w wykonaniu piłkarzy z Orłem Białym na piersi. Pan Henryk Kasperczak w dyplomatycznych słowach bardzo celnie to ujął. Moja skromna uwaga jest następująca: selekcjoner nie wiedział czy ustala taktykę na remis czy zwycięstwo. Śmiem twierdzić, że ustalił ją na przegraną. Taki przynajmniej był efekt.
- Nim przeanalizujemy kuriozalne wydarzenia z meczu z Austrią wróćmy do „optymistycznych” spotkań kontrolnych, które odbyły się tuż przed mistrzostwami. Otóż w nich dwaj zacni zawodnicy Milik i Lewandowski bardzo ucierpieli. Nasz „AS” naderwał mięsień dwugłowy…a sztab robił wszystko by przygotować go na spotkanie z Austrią. I wydaje mi się, że tu rozjeżdża się narracja (niżej postaram się udowodnić wewnętrzną sprzeczność systemu, jak mówi jeden z najlepszych prawników, jakich znam). Z tego jak faktycznie jest, dowiedzieliśmy się przed, w trakcie i po meczu. Skąd? Z obserwacji boiska (oczywiście przy wyłączonym komentarzu – bo tego akurat od lat nie daje się słuchać) oraz wypowiedzi selekcjonera i zawodników. Podobno Pan Robert był w pełni sił – gratulacje dla sztabu medycznego! I oczywiście dla samego zawodnika, jednego z najbardziej skutecznych w historii, nie tylko polskiej piłki! Zaledwie w kilka dni uratowali naderwany mięsień dwugłowy, cokolwiek to znaczy. Skoro był w pełni sił, to dlaczego nie wystąpił od 1 minuty? Pojawiły się wypowiedzi, że w obawie przed odnowieniem kontuzji. Zatem był w pełni sił, czy nie był w pełni sił? Odstawiając na bok ten wątek dyskusji, odnotujmy jeden fakt. Robert wszedł, a dziwnym zbiegiem okoliczności gra drużyny się załamała. I przegraliśmy. Nie przegrali oni – piłkarze. Przegrał cały NARÓD. Nie wińmy naszego ASA za porażkę. Na przegraną złożyło się wiele czynników, od niezrozumiałych zmian w wyjściowym składzie, taktyki, słabej wydolności fizycznej, po zmiany w trakcie meczu. A za skład i zmiany odpowiedzialny jest selekcjoner. Za kondycję fizyczną też – wraz ze sztabem medycznym, oczywiście. Za grę – piłkarze. Robert jeszcze 8 lat temu wchodząc przy stanie 1:1 prezentowałby się inaczej – lepiej. Był liderem grupy. W tym meczu był tłem. Dziwi mnie też ton niektórych wypowiedzi dający do zrozumienia, że to on decydował o swoim czasie gry. Mam nadzieję, że tak nie było, bo jak na wstępie założyliśmy, to selekcjoner o tym decyduje. Jednak coś musi być na rzeczy z samokrytyką naszego ASA. Otóż, wyprzedzając nieco fakty, po niczego nie dającym remisie z Francją, zrozumiałem jego wypowiedź podsumowującą występ reprezentacji, iż można było lepiej zagrać z…..Holandią. O meczu z Austrią ani słowa. Jakby tego meczu nie było….A przecież w meczu z Niderlandami nie wystąpił, bo nabawił się kontuzji.
- Jeszcze przed meczem z Francją, nie wiedzieć czemu władze PZPN ogłosiły, że zmiany selekcjonera nie będzie – on ma kontrakt do końca następnych eliminacji, zrozumieli kibice. Czy to może oznaczać, że środowisko mogło domagać się zmian, a jeśli nie, to przynajmniej wyjaśnień, i trzeba było zadziałać prewencyjnie w mediach. Dawniej było tak, że sztaby zacnych trenerów zbierały się po mistrzostwach i oceniały grę naszych Orłów. Czy było to skuteczne, nie wiem. Wiem jedynie, że teraz odbiór społeczny jest taki, iż ta ocena to nagłówki nieprawdziwej narracji w mediach, w przeważającej mierze opłacanych mediach.
- Stanowczo protestuję przeciw narracji. Mecz otwarcia. Mecz o wszystko. Mecz o HONOR. Jestem zdania, że każdy mecz jest o HONOR, zwłaszcza taki, gdzie zdobycie punków premiuje awansem do kolejnego etapu rozgrywek. Z całym szacunkiem dla bogatego w witaminę warzywa. Ten ostatni mecz z Francją był o PIETRUSZKĘ – dla nas. Czym był dla Francuzów, zobaczymy. Albo Francja w tym roku jest bardzo słaba, albo taką mieli strategię (podobnie z Niderlandami). Jednak wrócę do mediów – pierwsza wiadomość z dnia 26 czerwca była, że nasz bramkarz Łukasz Skorupski, po skądinąd świetnym występie, został uznany NVP spotkania. Tak, to nasza narodowa przypadłość. Nie możemy porażce spojrzeć w oczy. Szukamy, nawet w meczach o pietruszkę pocieszenia, światła w tunelu. Dziwne, że te same media nie informowały na czołówkach, kto w innych spotkaniach dostał ten zaszczytny tytuł. I jeszcze jedno. Stare porzekadło piłkarskie głosi, że jeżeli bramkarz zostaje najlepszym zawodnikiem drużyny, to drużyna zagrała słabo.
Poniżej kilka prywatnych opinii, jakie błędy popełniono i że pewne narracje utwierdzają nas w zbiorowym kłamstwie.
- Byliśmy dobrze przygotowani do mistrzostw – NIE. Fizyczne przygotowanie leży.
- Selekcjoner, gdyby miał kontrakt do końca EURO w Niemczech, gryzł by trawę, by walczyć o posadę. Ale PZPN raczy go komfortem przedłużenia misji, jeszcze przed meczem z Francją. Ciekawe, jak czuliby się działacze związkowi, gdyby Francja wrzuciła nam np. 5:0. Takie dopieszczanie kolejnego selekcjonera, który nic nie osiągnął, poza zwycięstwem w barażach, jest po prostu nieuczciwe wobec samego Michała Probierza. Może go utwierdzać w przekonaniu, że w Niemczech odniósł sukces…. co właśnie zdały się obwieścić media. Szkoda, że media nie zauważają, iż mistrzostwa w zasadzie dopiero się rozpoczną, bez naszych!
- Skoro Pan Michał buduje drużynę na MŚ, to po co nasi opowiadali na konferencjach, że jadą po mistrzostwo?
- Zakładanie przez piłkarzy, że mieliśmy trudną grupę, z której i tak nie można było wyjść dyskwalifikuje ich m.in. pod względem przygotowania mentalnego. Wiem że powyższe zdanie trochę koliduje ze zdaniem (3) jednak czasami milczenie lepsze jak złoto. Zatem odwrócę zagadnienie, niech piłkarze powiedzą, z której grupy zdołaliby wyjść? Może ze Słowacją i Rumunią oraz Belgią i Ukrainą? … Wątpię.
- Pan Michał nie rozliczył się z błędów w doborze zawodników – najbardziej kuriozalny przypadek to zestawienie na linii piłkarzy, który w zasadzie NIGDY wcześniej ze sobą nie grali.
- Skoro tak dobrze ocenił występ, znaczy przegraną z Niderlandami, to dlaczego radykalnie zmieniał skład w kolejnym meczu?
- Tych pytań jest o wiele więcej….
Konkluzje
Selekcjoner popełnił rażące błędy w doborze zawodników i realizacji taktyki w poszczególnych meczach. A więc nie spełnił się jako skuteczny selekcjoner.
Występ z Francją wcale go nie broni. Przeciwnie. Gra przypominała tę z lat 80—tych, tj. piłkarze mieli dużo miejsca na rozgrywanie. Pressing ze strony Francuzów w zasadzie nie istniał. Proszę zobaczcie sobie, w jakim stylu Rumunia przegrywa 0:2 – jaka zaciekłość była w ich grze. Zobaczcie jak dzielni Chorwaci walczyli. Zobaczcie nas. PRZEPAŚĆ!
Zawodnicy – wielu z nich, zwłaszcza nasz AS – nie przyłożyli się. Zabawa w kotka i myszkę przy karnym pewnie doczeka się konkluzji w postaci zmiany przepisów. Co do kontuzji, to w szanującej się społeczności ktoś zażądałby raportu z kontuzji i zarządzania nią, w tym medialnie. Taki raport powinien być złożony na biurku prezesa PZPN, a ten powinien zażądać wyjaśnień. Wielką drużynę poznaje się po tym, jak po słabym meczu awansuje. My też po słabym meczu – bardzo słabym – ledwie zremisowaliśmy z pewną awansu Francją – takie są fakty.
Jak niemal zawsze, mistrzostwa przegraliśmy gdzieś od 60-70 minuty. Taktyka i kondycja przegrała. Dlaczego tak jest?
Jakie są zasługi selekcjonera, że jeszcze zimą drużyna grała żenująco słabo, a teraz gra tylko słabo. Pamiętajmy. Kiedyś na ME grało kilka drużyn, potem kilkanaście a teraz kilkadziesiąt. W zasadzie eliminacje tracą sens. A przepraszam. My bohatersko wywalczyliśmy awans w barażach, tzn. przez przypadek. Czy toś pamięta, że to chyba z Walią nie oddaliśmy celnego strzału w regulaminowym czasie gry?
Dziś Pan Jan Tomaszewski powiedział, że w trzecim meczu narodziła się drużyna. Nie galopujmy się. Za czasów selekcjonera Jerzego Engela też wygraliśmy z drużyną mającą awans w kieszeni – wygraliśmy zmienionym składem. Pewne analogie są. O tym czy narodziła się drużyna, dowiemy się, jak REPREZENTACJA POLSKI zacznie wygrywać poważne mecze. A w Lidze Narodów grupa chyba nawet mocniejsza…, tj. Portugalia, Chorwacja, Szkocja? To już za dwa miesiące, a nawet mniej, bo przed piłkarzami upragnione wyjazdy na plażę. I jeszcze jedno. Czy nasza grupa była „grupą śmierci”? Chyba nie. Bo była w niej jedna bardzo słaba drużyna, a pozostałe trzy awansowały. Pewnie po przegranym we wrześniu meczu ktoś się znowu wygłupi i powie o grupie śmierci. A może dla nas już każda grupa będzie grupą śmierci?
Nawet Ronald Koeman przyznał po awansie z 3 miejsca że „jesteśmy gorsi niż sądziliśmy”. W Polsce chyba odwrotnie. Brak racjonalnej diagnozy rzeczywistości pcha nas w opary absurdu.
Natomiast Pan Marek Koźmiński dał do zrozumienia, że „kadrze brakuje osobowości i liderów”.
Poczytajcie archiwalne wypowiedzi Lothara Mattheusa. Sami rozsądźcie, czy jest złośliwy, czy szczery aż do bólu.
Uważam, przyjmując za kryterium oceny, skuteczność w postaci wygrywania meczów, że reprezentacji z ASEM i selekcjonerem na czele, brakuje wszystkiego, poza pieniędzmi ☹.
- Istnieje prawdopodobieństwo, że jesienią pokonamy Portugalczyków, Chorwatów i Szkotów. Nie śmiem określać, czy szansa jest bliższa jedności, czy wartości zero. Nadmienię jedynie, iż jestem pewien, że jeżeli ma się ziścić optymistyczny dla nas scenariusz, to w selekcji i grze trzeba zmienić niemal wszystko. Bo piłkarska Europa znowu nam uciekła….